sobota, 28 lutego 2015

Jakub Żulczyk "Ślepnąc od świateł"



Świat Książki
Warszawa 2014

- Daję sobie tutaj maksymalnie 3 lata, potem spierdalam do siebie na wieś. Tam doba ma faktycznie 24 godziny i widać gwiazdy na niebie nocą. Chcę spokoju.
-Kiedy minęły moje 3 lata? He, he, jakieś 7 lat temu…

Wczorajsza rozmowa z dawno widzianą osobą mnie trochę rozstroiła. Wychodzi na to, że wcale nie jestem oryginalna pragnąc odludzia i świętego spokoju. Każdy tego chce i teoretycznie swoje działania kieruje ku temu: odłożyć trochę pieniędzy i zacząć żyć spokojnie, w sielance, z dala od ludzi. Zazwyczaj jeszcze tylko „se zaliczę”: awans, kredyt, dziecko, wyjazd, coś tam.


Jacek, bohater „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka, ma podobny plan. Zarobić sporo a potem spędzić wakacje w Argentynie. A może nawet nigdy już nie wrócić.

Tylko, że Jacek, to jest gość o którym można powiedzieć pod trzepakiem, że się „w tańcu nie pierdoli”. Jest dilerem narkotykowym w Warszawie. Kokainę nie najgorszej jakości kupują u niego politycy, znani dziennikarze [ tu miałam dziwne skojarzenie, że Żulczyk znowu sobie kogoś parodiuje. W „Instytucie” był to Maleńczuk, teraz chyba Wojewódzki. Chociaż od pierwszego zarzutu się odciął w pewnym wywiadzie… Nieważne.] oraz ludzie „kultury i hipsterstwa” polskiego.
Jacek zarabia duże pieniądze, wszystko kupuje za gotówkę, nie ma kredytów, ani przyjaciół. Poza Paziną, która podobnie jak on, nie lubi ludzi, ani niepotrzebnych pytań.

Jacek zarabia duże pieniądze, nie będąc do końca bandziorem. Wie, jak unikać kłopotów i trzymać ludzi na dystans. Tańczy zgrabnie na linie oddzielającej świat gwiazdorskich salonów od ciemnej strefy przestępców. Ze wszystkimi ubije interes. Teoretycznie skazany na sukces.

Ma jednak słabość, do jednej „kurwy”, która jest i piękna i super dupa. Bo nie zawsze idzie to w parze. Dziewczyna ta jednak, wykorzystuje swoje smutne oczy i trochę nieobecne spojrzenie, aby zdobyć trochę pieniędzy dzianych warszawiaków. Jacek ma dużo pieniędzy i wielkiego pecha. Jest w niej zakochany i mimo świadomości, że z nią nie ma szans na szczęście, z blizną na sercu i honorze, wraca do niej na jeden,ostatni seks. Tutaj Jacek popełnia błąd.

A może popełnia go wcześniej? Jadąc pewnej nocy z towarem do znanego dziennikarza? A może wtedy, gdy przejmuje od „Stryja” torbę na przechowanie, gdzie jest sporo MDMA, hajsu i trochę broni?

Jedno jest pewne, Jacek ma przesrane.

I teraz powinnam wklepać slogan reklamowy „Czy Jackowi się upiecze? Sprawdźcie sami!”.
No chyba, że nie lubicie stylu Żulczyka, to darujcie sobie. Ja niestety, jestem fanką.
Lubię ten wyczuwalny syf pod paznokciami i niepokój wszyty głęboko pod skórę. Narracja Żulczyka jest dosadna ale zgrabna, gdzie Warszawa jest brudna, a jej czarne serce tętni gdzieś pod ziemią, nadając rytm wszystkim robakom. Robaki pracują, zarabiają, kopulują, chleją i ćpają. Zmieniając jedynie markowe wylinki.

Postaci w książkach Żulczyka zmieniają się, mam jednak wrażenie, że jest to wciąż ta sama historia. O brudzie ludzkim. O zniewoleniu. O smutnej prawdzie. Nie ważne czy jesteś wykształconym zarobasem w cudnie skrojonym garniturze, laską śniącą o karierze modelki, ciągnącą kolejną pałę na imprezie, czy może zwykłym Januszem prowadzącym dom weselny w Piździchowie. Każdy z nas jest do czegoś mocno uwiązany. I nigdy nie zasłuży sobie na wieczne wakacje. No, chyba że wierzy w życie po śmierci, to OK. Sprzeczać się nie będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz